Łodzie są jedynym środkiem transportu łączącym niektóre wioski ze światem. Już z daleka oznajmia swoje przybycie potrójnym sygnałem pokładowej syreny. Na brzegu gromadzą się wszyscy mieszkańcy wioski. Są gapie, którzy przyszli tu z czystej ciekawości. Są sprzedawcy i pasażerowie. Płaskodenna konstrukcja statku pozwala wylądować bezpośrednio na piaszczystym brzegu. Lokalni sprzedawcy owoców i przekąsek brodzą po pas w wodzie aby zająć jak najlepszą pozycję kiedy statek jeszcze manewruje. Wreszcie trap, wąska tekowa deska, zostaje przerzucony pomiędzy burtą i brzegiem. Maszyny nie zatrzymano ani na moment. Postój potrwa zaledwie dziesięć minut. Rozpoczyna się szalona bieganina.
Pierwsze na pokład wchodzą kobiety z tacami na głowach pełnymi owoców. Rozbiegają się wśród pasażerów w poszukiwaniu klientów. Statek zawija tylko kilka razy w tygodniu. Dla nich to jedyna okazja żeby zarobić kilka kyatów. Jednocześnie trwa rozładunek i załadunek towarów. Wysiada pani z prosiakiem, którego prowadzi na smyczy jak psa. Na grzbietach tragarzy statek opuszczają worki cementu. Brązowe ciała pokryła cieńka warstwa szarego pyłu. Ktoś przywiózł zestaw czterech głośników, które już przeładowano na mniejszą łódź. Pewnie jeszcze dziś wieczorem uświetnią zabawę w pobliskiej wiosce. Teraz czas na załadunek produktów, które wraz z ich właścicielami popłyną na targ w dół rzeki. Ci sami tragarze wnoszą olbrzymie bambusowe kosze wypełnione fioletowymi kwiatami przypominającymi nasze chryzatemy. Sztuka po sztuce na pokład wędrują arbuzy. Jeszcze kilka worków ryżu i załadunek skończony. Kobiety z owocami w ostatnim momencie opuszczają statek. Na tacach ostatnie kawałki arbuza. Niektórym powiodło się gorzej. Na trapie dobijają targu po najniższej cenie. Następny statek przypłynie dopiero za parę dni.